wtorek, 19 maja 2015

Zabawa w chowanego - oddziały przedszkolne

Zgodnie z ustawą o systemie oświaty gmina ma obowiązek wypłacać dotacje dla niepublicznych przedszkoli działających na jej terenie. Ustawodawca nakładając ten obowiązek dał jasne wytyczne w jakiej wysokości dotacja się należy. Tu kończy się władza ustawodawcza i zaczyna władza samorządowa. Gmina jako samorząd, sama rządzi.

Ten sam ustawodawca wprowadził różne rodzaje placówek oświatowych tj. przedszkola, punkty przedszkolne oraz zespoły wychowania przedszkolnego. Nowelizacje ustawy związane z obniżaniem wieku szkolnego wprowadziły pojęcie oddziału zerowego a zaraz potem oddziału przedszkolnego. Przeanalizujmy ten twór.

Twór potworny - oddział przedszkolny

Oddział przedszkolny to grupa dzieci w wieku od 2,5 do 6 lat przebywająca w godzinach co najmniej od godz. 8 do godz. 13 budynku szkolnym. Do roku 2016 te właśnie grupy staną się przedszkolami wchodzącymi w skład zespołu szkolno - przedszkolnego ze szkołą "macierzystą", tj. tą w której się mieszczą. To przekształcenie nastąpi pod warunkiem spełnienia warunków wymienionych w rozporządzeniu MEN:

rozporządzenie MEN

Czyli zgodnie z polskimi przepisami legalny i bezpieczny oddział DZIŚ to taki, który spełnia warunki sanitarne i ppoż TAK JAK DLA PRZEDSZKOLA. Zapytaliśmy kilku wybrańców o te warunki i otrzymaliśmy bliźniacze odpowiedzi (oj, nieładnie tak ściągać od sąsiada):

SP Wiślanka
SP Wojanowo
ZSP w Borkowie
ZS w Łęgowie
ZS w Rotmance
ZS w Starzynie

A więc oddziały przedszkolne DZIŚ nie spełniają warunków przewidzianych prawem budowlanym. Dzieci w takich miejscach przebywają zatem z NARAŻENIEM ZDROWIA I ŻYCIA.

Czemu zatem powstają? 

Upychanie dzieci w szkołach to najtańsza metoda upowszechnienia edukacji przedszkolnej. Najtańsza metoda tam gdzie niż demograficzny pustoszy szkoły. Tam gdzie świeci pustkami zawodówka czy liceum wieczorowe. Na nic Karolino I Tomku E. wasze podpisy. Dziś w szkole ląduje nie tylko 6-latek ale 5,4 i 3 latek też. Znamy nawet przypadki kuriozalne: oddział przedszkolny w szkole na dwie zmiany... i wskaźniki lecą do góry..

Oddziaływanie oddziału

Przeanalizujmy jaki wpływ ma oddział przedszkolny w szkole na wysokość dotacji dla przedszkoli niepublicznych. Jak można się domyślać niekorzystny. Mamy niewiele wydatków ponoszonych bezpośrednio na taki oddział: wynagrodzenie nauczyciela, art. plastyczne, papiernicze, pomoce dydaktyczne. Pozostałe wydatki przypisane są szkole i trzeba dużo dobrej woli, żeby je wyłuskać: część wynagrodzenia dyrektora, personelu administracyjnego, kuchni, część z mediów opłacanych przez szkołę itp. itd. O dobrą wolę w naliczaniu dotacji trudno, więc bez usankcjonowanego przez Sejm systemu do wyliczania tych wydatków szykuje się niezła batalia w każdym gminnym przypadku.

Na szczęście jeszcze przez 16 miesięcy wydatki bieżące ponoszone przez gminę na oddziały przedszkolne w szkołach nie wchodzą w podstawę naliczania dotacji.
 

Nie wszędzie jednak - w wielu przypadkach gmina wykazuje się kreatywnością i tworzy w szkołach zamiejscowe filie przedszkoli. W statucie pojawiają się odpowiednie zapisy i powstaje zamiejscowy oddział przedszkolny. W przypadku przedszkoli niepublicznych też spotykamy takie rozwiązanie jednak w tym przypadku - zanim przedszkole wystąpi z wnioskiem o dotacje musi udokumentować warunki odpowiednie do przebywania dzieci w lokalu. Gmina nic nikomu udowadniać nie musi.

I tak mamy oddział przedszkolny nazywany filią, który do podstawy naliczania dotacji - a jakże - wchodzi: przecież to nie oddział przedszkolny tylko filia...

Trzymamy kciuki za niezawisłych sędziów w Polsce. Spróbujcie się jakoś połapać. Bardzo prosimy.

Stella P.

czwartek, 7 maja 2015

Matematyka Królową Nauk

Ja znów o dotacjach...

Cóż, temat bardzo istotny zważywszy na pojawiające się tu i ówdzie konkursy na przedszkola niepubliczne za 1 złotówkę. Dlatego istotny niezmiernie własnie teraz, bo konkursy organizowane są bez podania informacji o tym jaka jest 100% dotacja.

Jak wiemy 100% może oznaczać zarówno 400 zł jak i 1500 :-). Wszystko zależy od tego jak liczymy. A że matematyka królową nauk jest, ten kto liczyć potrafi, ten kto potrafi przeanalizować tomy sprawozdań budżetowych, ten wie jaka dotacja mu się należy zgodnie z Ustawą.

Problem w tym, że mało osób potrafi. Teoretycznie powinni potrafić urzędnicy w:

  • Sejmie
  • Ministerstwach
  • Gminach
  • Powiatach
  • Regionalnych Izbach Obrachunkowych
  • Urzędach Wojewódzkich
  • Kuratoriach


Ale to tylko teoria.

Powiemy Wam jaka jest praktyka, przynajmniej z naszego punktu widzenia. Naszego: "Zespół Liczący" przy Stowarzyszeniu Przedszkoli Niepublicznych. To już spory zespół obejmujący nie tylko kancelarie prawne (przepraszam Was bardzo drodzy prawnicy, ale liczyć to Wy nie umiecie :-)) ale i firmy konsultingowe, firmy księgowe i fundacje. Spory zespół dziś, bo 4 lata temu była tylko grupa frustratów. Jestem dumny z tego zespołu. Wykonuje zadania tych wszystkich wyżej wymienionych urzędników jednocześnie.

Oprócz "Zespół Liczący" w praktyce dotacje potrafią policzyć też urzędnicy z Najwyższej Izby Kontroli. Tu chylimy czoła. Raporty NIK są szczegółowe, rzeczowe, na temat i wskazują jasno na to, że ktoś nad finansami jednostek budżetowych trochę posiedział.

Niestety raporty NIK trafiają albo do szuflady albo pod obrady komisji sejmowych tylko po to, żeby tak zmienić prawo, aby nieprawidłowości zalegalizować. Taką legalizację wielkiej krajowej nieprawidłowości mieliśmy okazję przeżyć we wrześniu 2013 roku, kiedy to weszła w życie zmiana sposobu naliczania dotacji dla przedszkoli pomniejszająca podstawę o wydatki finansowane z wpłat rodziców. Po raz kolejny sektor prywatny polskiej edukacji dostał po tyłku.

A jak raporty NIK trafiają do szuflady, to co się dzieje? Miałem okazje uczestniczyć w posiedzeniu Rady Miasta,  na którym skarbnik zapytany dlaczego nie wyrównał dotacji dla przedszkoli po kontroli NIK-u powiedział z rozbrajająca szczerością: bo nikt się nie zgłosił...ooooops

A jakże ciekawą sytuację mamy w przypadku szkół artystycznych. Tam zaniżana o połowę dotacja tłumaczona była faktem złego rozplanowania budżetu. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego tłumaczy się, że nie może wypłacać dotacji zgodnie z Ustawą bo.... nie dostało pieniędzy od Ministerstwa Finansów. Proponujemy obciąć finansowanie swoim szkołom a prywatnym płacić zgodnie z prawem.

I na koniec parę słów o tym, jakie są konsekwencje tego, że gminy zaniżają, ministerstwa zaniżają, a obywatele - tak, tak, Wy drogie organy prowadzące - nie reagują:

Konsekwencje są bardzo daleko idące. Prywatne szkolnictwo jest szkolnictwem drugiej kategorii. Jak się nie dostaniesz do publicznej, to na otarcie łez masz niepubliczne. W gospodarkach wysoko rozwiniętych jest dokładnie na odwrót.

A dlaczego u nas tak jest? No cóż - nie jest winny ustawodawca. Ten dobrze pomyślał, żeby sektor prywatny wykorzystać do uzupełnienia bazy oświatowej. To wykonanie tych zapisów kompletnie niezgodne z prawem powoduje, że sektor prywatny nie ma szans. W efekcie uznawany jest za gorszy - jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. W szkole publicznej nikt się nie zastanawia nad tym ile kosztuje plac zabaw czy fortepian. W sektorze prywatnym uruchamia się wszelkie możliwe sposoby, żeby będąc najlepszym sprzętem, był jeszcze kupiony na korzystnych warunkach finansowych.

Apelujemy zatem: obywatele - organy prowadzace niepubliczne placówki oświatowe: walczcie o swoje - jeśli nie dla siebie to dla Polski, walczcie o swoje -  jeśli nie dla siebie to dla swoich wychowanków. Na koniec dnia to oni są poszkodowani!

I jeszcze apel do Pani Rzecznik Praw Obywatelskich: prosimy zaprząc do pracy urzędników. Jest ich zdecydowanie więcej niż nas w "Zespole Liczącym". Gdyby Gminy, Ministerstwa i Regionalne Izby Obrachunkowe dobrze robiły swoją robotę mielibyśmy w Polsce zupełnie inną rzeczywistość, a sądy znacznie więcej czasu na inne sprawy.

Pismo do Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych

George Orwell

wtorek, 21 kwietnia 2015

Dziekuję że jesteście!

Dziękuję Wam drogie przedszkola niepubliczne, że jesteście. Że dzielnie walczycie o pozytywne opinie sanepidu i strażaków, załatwiacie zmiany sposobu użytkowania, rozbudowujecie schody, podwyższacie sufity, montujecie wentylacje mechaniczne, drogi czyste i brudne, montujecie grzejniki, kolorowe nocniki, walczycie o wpis do rejestru placówek edukacyjnych, o dotacje, o wykształcenie swoich nauczycieli, o udział w rynku, o dobrą opinię przedszkola, o wysoki poziom zajęć edukacyjnych, o to, żeby rodzice współpracowali, żeby dzieci lubiły przedszkole, żeby nie miały problemów w szkole, żeby umiały ładnie mówić, żeby nie było rotacji nauczycieli, żeby nauczycielom płacić godziwe wynagrodzenie, żeby nie zalegać z płatnościami, żeby robić remonty, kupować nowe zabawki, żeby wydać dotacje zgodnie z prawem, żeby jakoś przeżyć nerwowo kontrolę gminy, kuratorium, Zusu i urzędu skarbowego, żeby rodzice byli zadowoleni, żeby czesne nie było za wysokie itp itd...

Dziękuję Wam ja, George Orwell, bo nie dziękuje Wam nikt inny.

Nie dziękuje Wam Ministerstwo Edukacji zgrabnie pomijając fakt, że wzrost upowszechnienia edukacji przedszkolnej w Polsce odbył się dzięki przedszkolom niepublicznym. 1/3 miejsc przedszkolnych w Polsce to przedszkola niepubliczne.

Nie dziękuje Wam urząd Waszej gminy, który jak nie utrudnia to i nie pomaga a w 95% zaniża dotacje dla przedszkoli niepublicznych łamiąc zapisy Ustawy o systemie oświaty. W większości przypadków jest po prostu nieuczciwą konkurencją (silniejszy, uprzywilejowany i umie to wykorzystać).

Nie dziękują Wam dziennikarze, którzy przy okazji zapisów na nowy rok szkolny odgrzewają stare kotlety i opisują w kółko brednie rozpętane przez Annę Morrow z Lublina, jak to przedszkola niepubliczne wydały miliony niezgodnie z prawem.

Gazeta Wyborcza o przedszkolach niepublicznych - po raz kolejny to samo stronnicze i niepotwierdzone faktami  story

Na pocieszenie: Nie martwcie się, nie jesteście sami. Macie kompanów w innych niepublicznych placówkach oświatowych: na przykład w niepublicznych szkołach artystycznych.

Jak Resort Kultury łamie Ustawę o systemie oświaty


Ten sektor ma trochę więcej szczęścia niż my: tu sprawą zajął się Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Irena Lipowicz. Pani Profesor, przedszkola niepubliczne też proszą o pomoc! 95% gmin łamie zasady dyscypliny finansów publicznych i zaniża dotacje dla przedszkoli. Z ta tylko różnicą, że w raporcie przedszkolnym NIK ocenił prace gmin "pozytywnie pomimo stwierdzonych nieprawidłowości" a w raporcie o szkołach artystycznych - "negatywnie".

NIK o przedszkolach - gminy zaniżają dotacje
NIK o szkołach artystycznych - Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaniża dotacje

Powtarzamy za Panią Profesor:

  • zaniżanie kwot przeznaczonych na wsparcie niepublicznych placówek jest naruszeniem prawa niezależnie od powodów, dla których nastąpiło.

  • Budżetowe dotacje dla szkół niepublicznych to element polityki oświatowej państwa, której celem jest zagwarantowanie rodzicom konstytucyjnego prawa do wyboru szkoły innej niż publiczna.

I na koniec, co powtarzam do znudzenia: poszkodowane placówki mogą dochodzić swoich roszczeń, czyli wypłaty przysługującej im dopłaty do dotacji, przed sądem cywilnym. Jak nie będziecie dochodzić, to dalej będzie tak jak jest. Nie wiecie jak? Piszcie na spn@spn.edu.pl, a dostaniecie szczegółowe instrukcje.

George Orwell

czwartek, 9 kwietnia 2015

Dotacyjne zgadywanki

Dziś znów o dotacjach.

Z ekonomicznego punktu widzenia rzecz najważniejsza. Dobrze skalkulowana dotacja pozwala gminie na bezinwestycyjne rozwiązanie problemu z miejscami przedszkolnymi. Ale takiego punktu widzenia poza małymi wyjątkami w Rzeczpospolitej Urzędniczej nie ma.

Na widelec bierzemy znów Warszawę, za którą ciągną rzesze gminnych powielaczy. Już zaczyna się w radio i w prasie awantura, że miejsc przedszkolnych brak. Jak to co roku w kwietniu. Ileś tysięcy tam ileśset w innej dzielnicy, na Saskiej Kępie awantura, na Białołęce jakiś konkurs ogłaszają, na Bemowie Burmistrz współpracuje i kombinuje, itd, itp. Mamy kwiecień - trwa nabór na nowy rok szkolny - a dotacji dla przedszkoli niepublicznych na ten rok nie znamy. Opłaty za przedszkole na kolejny rok szkolny przedszkola niepubliczne ustalają w ciemno. I tak co roku.

Zgodnie z Ustawą o systemie oświaty, dotacja naliczana jest na podstawie wydatków bieżących ponoszonych na przedszkola publiczne ustalonych w budżecie gminy. Budżet gminy Miasto Stołeczne Warszawa, bo tak ładnie się gmina nazywa, uchwalony został uchwałą nr IV/40/2015 w dniu 15 stycznia 2015. Późno w tym roku, zwykle mamy grudniowe uchwały. W uchwale, jak się już umie w nią wczytać (a nie jest to łatwe, zapewniam) stoją zaplanowane kwoty na przedszkola: pensje, media, materiały dydaktyczne, dzielnicowe biura finansów oświaty, szkolenia, świadczenia emerytalne itp, itd. Widnieje też zaplanowana, a jakże, kwota dotacji dla przedszkoli niepublicznych. Wydawałoby się na logikę, że jedna kwota wynika z drugiej, ale dotacji na 2015 rok w Warszawie jeszcze nie znamy...

Dlaczego?

Niestety kwota wydatków zaplanowanych w budżecie nijak nie generuje zaplanowanych dotacji dla przedszkoli niepublicznych. Od zawsze Warszawa płaci zaliczki na poczet dotacji od stycznia do maja-czerwca w wysokości dotacji na jedno dziecko ustalonej na rok poprzedni. Około maja Warszawa wydaje na świat informacje o rocznych stawkach dotacji na rok bieżący. Jak dotacja jest większa niż w roku ubiegłym - dotacja wypłacona za rok bieżący w zaliczkach jest wyrównywana w górę. Jak jest niższa (na szczęście rzadziej) to w dół - czyli trzeba oddać, a raczej miasto samo sobie zabierze, bo mniej wypłaci w miesiącu bieżącym.

Taka formuła jest całkowicie, absolutnie, totalnie niezgodna z polskim prawem.

Próbowaliśmy interweniować w Biurze Edukacji - niestety bezskutecznie. Nakarmieni bajką o tym, że Warszawa płaci dotacje i tak wyższe niż w innych dużych miastach (o co najmniej 3 złote!) zostaliśmy odprawieni z pogróżkami: jak będziecie podskakiwać, to wam obetniemy dotację. Władza po polsku. Na nic tłumaczenia, że wysoka dotacja to brak problemu z miejscami przedszkolnymi, bo czesne spadnie.

Śmiem twierdzić, że przyjęta w Warszawie formuła wyliczania dotacji dla przedszkoli niepublicznych ma na celu ustalenie kwoty jak najniższej. Wydatki zaplanowane na rok 2015 (na wszelki wypadek nie wszystkie) podzielmy na liczbę dzieci wynikającą z naboru na rok bieżący - dlatego dotację poznajemy dopiero po zakończeniu naborów do miejskich przedszkoli. Liczba dzieci przyjęta do przedszkoli miejskich jest co roku coraz wyższa, wiadomo miasto tworzy nowe miejsca przedszkolne zamiast skorzystać z istniejących 20 tysięcy niepublicznych. Jak dzielnik większy to i kwota mniejsza. Na dodatek dotacja nie uwzględnia zmian zaplanowanych kwot na przedszkola - a te zmieniają się praktycznie z każdą nowelizacją uchwały budżetowej. Są to kwoty niemałe! Zobaczmy jak wyglądały w 2014 (i to tylko kwoty na wydatki bezpośrednio w przedszkolach - nie uwzględniające szkoleń, wyżywienia i obsługi finansowo księgowej):


584 549 101,00 zaplanowane w budżecie
605 312 090,00 zaplanowane na I kwartał
621 520 262,00 zaplanowane na II kwartał
627 659 713,00 zaplanowane na III kwartał
644 049 289,00 zaplanowane na IV kwartał

Ups.  60 mln więcej. 10%. 60 zł. miesięcznie. Tylko z powodu nieuwzględniania przez miasto zmian budżetowych w ciągu roku, o tyle mniej płaciliby rodzice w przedszkolach niepublicznych, bo to oni ponoszą konsekwencje nieprawidłowo wyznaczonych kwot dotacji.

Chcieliśmy o tym poważnie, merytorycznie rozmawiać. Prawidłowo liczona, dobrze ustalona dotacja rozwiązuje problem miejsc przedszkolnych w Warszawie. Prosiliśmy już warszawskie Biuro Edukacji o interwencję. Prosiliśmy o ustalanie dotacji wcześniej. Wzywaliśmy do zapłaty. Niestety bezskutecznie. Nikt nie lubi skarżyć chyba że w przedszkolu.... Ale w tym przypadku nie da się inaczej.

Dziś piszemy do RIO, Wojewody i Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych: Pomocy!

Czy się boimy? No pewnie, że się boimy. My się w Polsce boimy urzędników.

I dlatego właśnie jest jak jest.

George Orwell

wtorek, 17 marca 2015

Reforma Przedszkolna w Ustawie i w Realu



Zasady reformy oświatowej wymyślone i opisane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej w nowelizacji z 13 czerwca 2013 roku mają szanse powodzenia w realizacji w takim kraju jak Szwajcaria czy Norwegia. W Polsce – kraju na zdecydowanie innym szczeblu finansowym i co ważniejsze – mentalnym – reforma w praktyce jest nie do zrobienia. Spróbujmy wykazać dlaczego i popatrzmy jak wprowadza się ją w życie.

Założenia – wymieniam tylko te najważniejsze, żeby nie stracić z oczu sensu w gąszczu znowelizowanych przepisów - są następujące:

  • Gminy zapewniają miejsca przedszkolne dla wszystkich chętnych przedszkolaków. Mają na to czas do września roku 2017. Gdyby chciały to zrobić samodzielnie, budując własne przedszkola, powinny utworzyć dodatkowo około 400 tysięcy miejsc przedszkolnych; 40 tysięcy przedszkoli na 100 miejsc każde. Gdyby budować średnio w cenie jaką samorząd wydaje na takie przedszkole kosztowałoby to około …. moment……, mnożę ….. ale excellpodaje liczbę 32E+11….
  • W ślad za ideą ustawodawcy, gminy mogą skorzystać z bazy przedszkoli niepublicznych, które pootwierały się jak grzyby po deszczu w odpowiedzi na kampanię MEN: załóż przedszkole to takie proste. Na dziś w przedszkolach niepublicznych utworzonych zostało ponad 300 tys. miejsc (1/3 miejsc przedszkolnych ogółem). Kampania MEN okazała się zatem skuteczna, w bazę przedszkoli w Polsce zainwestowali obywatele: to oni w latach 2010-2015 wydali tyle ile excel nie zliczy. Takie właśnie przedszkola (nazwijmy je „systemowe”) – wg koncepcji MEN opisanej w nowelizacji – to rozwiązanie prowadzące do upowszechnienia edukacji przedszkolnej i do zapewnienia darmowych miejsc dla wszystkich chętnych do roku 2017. Swoją drogą ciekawe ile kosztowała ta kampania.... Zapytajmy zatem: Zapytanie do MEN o koszty kampanii "załóż przedszkole to takie proste"
  • Gminy mogą tworzyć także oddziały w szkołach podstawowych, które pod warunkiem spełnienia wymogów rozporządzenia MEN z dnia ….. we wrześniu roku 2016 staną się przedszkolami. O tym napiszemy odrębny felieton.

Aby skorzystać z bazy przedszkoli niepublicznych należy spełnić warunki opisane w ustawie. I to właśnie te warunki są w praktyce nie do spełnienia, aczkolwiek niektórzy próbują…:
  1. po pierwsze gmina musi ogłosić konkurs. Konkurs na warunkach określonych w ustawie i uchwalonych lokalna uchwałą. Tylko przedszkola niepubliczne, które do konkursu przystąpią mogą otrzymać 100% dotacji i wejść w system przedszkoli publicznych, tj. np. wtopić się we wspólny system rekrutacyjny.
  2. po drugie przedszkole niepubliczne „systemowe” musi być darmowe. W zamian za rezygnację z opłat rodziców wyższych niż systemowa złotówka za godzinę ponadprogramową – przedszkole systemowe  dostanie 100% dotacji. Jednak jak wiemy nawet 75% dotacji jest w większości przypadków naliczane niezgodnie z ustawą, tj. nie uwzględnia wszystkich wydatków bieżących ponoszonych w przedszkolach publicznych, o czym m. innymi pisała Najwyższa Izba Kontroli w swoim raporcie: https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/edukacja/nik-o-finansowaniu-przedszkoli-przez-gminy.html
  3. po trzecie – dotacja, którą otrzyma przedszkole systemowe, która wtedy staje się zasadzie jedynym źródłem finansowania placówki, może być wydatkowana jedynie na wydatki bieżące. Nie ma zatem z czego pokryć wydatków inwestycyjnych, które być może nie mają znaczenia  w przypadku samorządu (10 mln na nowe przedszkole wydano i zapomniano) mają za to kolosalne dla osoby fizycznej prowadzącej przedszkole: 2 mln wydane na przedszkole trzeba spłacać przez kolejne 30 lat….
Efekty reformy są następujące:
  1. Konkursów jak na lekarstwo. Zdecydowana większość uchwał konkursowych, które pojawiły się w gminach jest niezgodna z ustawą – gminy próbują przystosować życie do zapisów ustawy i w efekcie mamy bubel prawny. Gdzie są chęci i środki na prawników, tam uchwały są skarżone do sądu administracyjnego. Gdzie nie ma – pozostają martwe bo do konkursów nikt nie przystąpi.
  2. Przedszkola nie chcą przystępować do konkursów z obawy przed: (i) niemożliwością utrzymania się z dotacji skalkulowanej na 100% wydatków bieżących (ii) wspólnym systemem rekrutacji (gmina będzie miała prawo selekcji przedszkolaka?) (iii) obawą przed brakiem współpracy z gminą, a w rezultacie nadmiernymi kontrolami wszystkiego i non stop (iv) strachem, ze nie będzie można wrócić do „zwykłego przedszkola niepublicznego dotowanego na poziomie 75%.
Coraz częściej są też przypadki i takie: gmina dogadała się z przedszkolami jak współpracować, ale nie da się uzgodnionych warunków zapisać w uchwale, w taki sposób, aby żyć w zgodzie z prawem. W takich przypadkach jest tylko jedno rozwiązanie: 100% dotacji dla wszystkich dzieci bez żadnych dodatkowych warunków. Odwagi drogie gminy: to właśnie jest metoda na święty spokój w kwestii przedszkoli. Ceny w niepublicznych spadną tak, że chętnych do rekrutacji publicznej będzie tyle ile trzeba. Nowych przedszkoli nie będzie trzeba budować. W każdej chwili można uchwałę zmienić na 75%... Niewidzialna ręka rynku to naprawdę silna ręka.

Z uwagi na fakt, iż nikt nie prowadzi badań nad realizacją reformy postanowiliśmy zapytać gminy, w których funkcjonują przedszkola niepubliczne prowadzone przez naszych członków o to jak przebiegają prace nad realizacja reformy. Odpowiedzi będziemy zamieszczać w zakładce pobierz na naszej stronie internetowej.

George Orwell

poniedziałek, 9 marca 2015

Logika Urzędnika

W ostatnim czasie, w Stowarzyszeniu Przedszkoli Niepublicznych, mamy wiele telefonów od mediów. Często pytają nas jak postrzegamy niepubliczne przedszkole „za złotówkę”, czy są przedszkola, które chcą wejść w ten system.
No cóż - odpowiadamy - wszystko zależy, czy mówimy o logice czy o desperacji właścicieli przedszkoli. Skąd taki pogląd ? Przyjrzyjmy się temu zagadnieniu bliżej.
Na nasze potrzeby wyobraźmy sobie dwa identyczne przedszkola - jedno jest publiczne a drugie niepubliczne. W obu jest identyczna ilość dzieci i personelu, oba mają identyczne zaplecze lokalowe. Koszty przedszkola niepublicznego są kalką przedszkola państwowego. Do tego momentu, koncepcja Ustawodawcy jest możliwa. Niestety dalej zaczynają się schody.
Jak wszystkim wiadomo, co do zasady, budynki przedszkoli publicznych stanowią własność samorządu. Są to budynki, które kiedyś zostały zbudowane z publicznych pieniędzy. Przedszkola państwowe nie ponoszą kosztów związanych z ich najmem. W budżecie placówki państwowej nie odnajdziemy też kosztów jego amortyzacji, które zwiększyłyby pulę wydatków, a tym samym kwotę dotacji. Jednym słowem - budynek nie jest brany pod uwagę. 
Odmiennie jest w przypadku przedszkoli niepublicznych. Zazwyczaj mamy do czynienia z kilkoma wariantami: 
  • własny budynek, który został przebudowany i zaadaptowany na przedszkole, właściciel spłaca kredyt lub pożyczkę,
  • nowy budynek, który został wybudowany od podstaw, właściciel spłaca kredyt hipoteczny,
  • wynajmowany budynek na przedszkole, właściciel ponosi koszty najmu.
We wszystkich wymienionych sytuacjach właściciel placówki ponosi dodatkowe koszty, których nie ma z czego pokryć, bo jak pamiętamy rozdysponowaliśmy już wszystkie pieniądze. W budżecie samorządowym brak jest jakiejkolwiek pozycji dotyczącej budynku. 
Przyglądamy się dalej. Z naszych wyliczeń wynika, że poziom miesięcznej dotacji dla przedszkola publicznego powinien wynosić w Polsce między 800 zł a 1100 zł w przeliczeniu na jednego przedszkolaka. Z danych ogólnopolskich wynika, że tak nie jest. Średniomiesięczna dotacja podmiotowa jest zaniżona o 150 zł na ucznia, a w niektórych wypadkach nawet o 500 zł.(!?) Część z Państwa zapyta - co znaczy zaniżona, inni zaczną się zastanawiać czy samorządy są oszczędne. Nic bardziej mylnego. 
Jednostkowa dotacja podmiotowa stanowi iloraz wszystkich wydatków budżetowych przedszkoli publicznych i ilości wszystkich przedszkolaków do nich uczęszczających. Obliczenia dotyczą danego samorządu. Cały trik polega na kreatywności. Otóż, samorządy szukają sposobów, jak matematycznie obniżyć stawkę. Wystarczy, że zaniżą koszty, głównie ukrywając je w budżetach innych podmiotów samorządowych i przyjmą ponadnormatywne ilość dzieci w grupie, często to 30 przedszkolaków na oddział. Pomysłowość gmin jest na tyle obszerna, że z chęcią poświęcimy mu oddzielny wpis. 
Biorąc pod uwagę zaniżone dotacje, możemy przyjąć, że nasza kalka wydatków nie jest realna. W tym kontekście, przedszkole niepubliczne musi bazować na nierealnych i zaniżonych wydatkach, co jest nieuczciwe. W tej sytuacji prywatne przedszkole musi szukać oszczędności, sięgać po pomoc rodziców. Może ktoś przyniesie ryzę papieru, a ktoś inny papier toaletowy do placówki. Zaglądając do przykładowego rocznego budżetu jednego z przedszkoli publicznych, przeczytamy, że na 10-oddziałowe (250 dzieci) przedszkole państwowe założono roczne wydatki administracyjne na poziomie 1000 zł. Żart, ktoś pomyśli - nie, to jest dość powszechna praktyka. Przez analogię, jeśli mam u siebie 100 dzieci, to miałabym do wydania kwotę 400 zł na rok. Uklęknę i złożę pokłony temu, kto zaspokoi roczne potrzeby plastyczne i administracyjne w wyżej wymienionych kwotach. Dla przykładu podam, że w mojej placówce (100 dzieci), rocznie wydajemy około 15.000 zł na same materiały plastyczne. Takich i innych absurdalnych przykładów jest więcej. 
Ostatnią kwestią, którą chciałabym poruszyć - jest aspekt zarobkowy. Przedszkola niepubliczne, co do zasady, nie są działalnością non-profit. Prowadzimy je, bo kochamy dzieci i jest to nasz sposób na życie, w tym również jest to nasz zarobek. My też mamy rodziny i swoje potrzeby. Nie chcę dyskutować o kwotach, bo te są różne. Istotny jest fakt, że prowadzenie przedszkola niepublicznego powinno umożliwiać nam zarabianie adekwatnych pieniędzy. Tak jak każdy, kto pracuje - ma prawo do wynagrodzenia za swoją pracę - tak również my właściciele przedszkoli niepublicznych. Więc jeśli przedszkole państwowe jest non-profit, a niepubliczne profit - to nasze budżety różnią się o kolejną pozycję - zysk. Więc pytam się jak mamy cokolwiek zarobić, skoro musimy bazować na wyliczeniach państwowych jednostek i nie możemy wprowadzić żadnych dodatkowych usług.
Podsumowując mój krótki wywód - z logicznego i ekonomicznego punktu widzenia - prowadzenie przedszkola niepublicznego „za złotówkę” w tych samych kwotach co publiczne nie jest zasadne i realne
Jest to możliwe, jeśli właściciel prywatnej placówki znacząco obniży koszty (najczęściej pracownicze), zmniejszy liczebność personelu, sam będzie pełnił funkcję pedagogiczną (to będzie jego zarobek, zrezygnuje z zysku), zwiększy liczebność dzieci w grupie (jeśli powyżej 25, to niezgodnie z prawem), ma własny budynek bez obciążeń. To co wypisałam - to jest tylko część tego co będą musiały zrobić niepubliczne przedszkola, by się utrzymać w tak niskich budżetach. 
Przykre jest to, że wiele przedszkoli niepublicznych decyduje się na przystąpienie do systemu „za złotówkę”. W mojej ocenie są to akty desperacji, chęć utrzymania przedszkola za wszelką cenę. Zdaję sobie również sprawę, że często prowadzenie przedszkola jest jedynym pomysłem na życie i pasją. Trudno z tego zrezygnować. Czas pokaże, na ile miałam rację, czy i kiedy przedszkola zaczną rezygnować z tego rozwiązania i zamkną się definitywnie, bo na przeciwdziałanie będzie już za późno. 
Zastanawiam się również czy Ustawodawca tworząc zapisy ustawy - miał tego świadomość, jeśli tak to przesądzony i smutny jest nasz los, a jeśli nie - to z przykrością stwierdzam, że rządzą nami ludzie tęskniący za rozumem. To jest mój punkt widzenia, a może ktoś ma odmienne odczucia ?
Cyniczna

piątek, 27 lutego 2015

Cuda zdarzają się naprawdę !

Prowadzone przez nas szkolenia nt. wydatkowania, rozliczania i kontroli dotacji otrzymywanych przez niepubliczne przedszkola przyniosły przez ostatnie 2 lata wiele doświadczeń. Poza przekazywaną uczestnikom wiedzą, ukazywały lokalną rzeczywistość (często smutną) i problemy jakie mają organy prowadzące z jednostkami samorządu terytorialnego.
To, co wydarzyło się na ostatnich dwóch szkoleniach, na których połowę uczestników stanowiły osoby prowadzące przedszkola, a drugą urzędnicy samorządowi, wprawiło nas w konsternację.
Na szkoleniu w Gdańsku okazało się, że nie taki urzędnik straszny jak go malują. Podczas panelu dyskusyjnego, jedna z uczestniczek poskarżyła się, że gmina nie płaci dotacji na dzieci niepełnosprawne uczęszczające do przedszkola, ponieważ nie uwzględniono tych wychowanków we wniosku o udzielenie dotacji. Nie zdążyłem udzielić odpowiedzi, gdyż wyprzedziła mnie urzędniczka: „jak to nie płacą? Przecież to obowiązek!”
Osoba prowadząca przedszkole: „no ale nie płacą, bo mówią, że nie uwzględniłam tych dzieci w SIO rok wcześniej.”
Urzędniczka: „SIO nie ma nic do płacenia dotacji na dzieci niepełnosprawne!”
Osoba prowadząca przedszkole: „to co ja mam zrobić?”
Urzędniczka: „ja Pani pomogę (sic!).”
To nie były jedyne cuda, jakie wydarzyły się na gdańskim szkoleniu. Inna urzędniczka poddała pod wątpliwość czy dobrze liczy dotację dla przedszkoli niepublicznych w swojej gminie, bo wychodzi Jej zbyt niska stawka w stosunku do innych gmin. Dziś otrzymałem od tej Pani maila, w którym przedstawiła swoje wyliczenia i prosi o sprawdzenie procesu naliczenia stawki dotacji.
To nie koniec cudów. Na szkoleniu omawialiśmy uchwały rad miast i gmin, wskazując jakie zawierają nieścisłości. O dziwo, urzędnicy z zainteresowaniem słuchali i przyznawali, że mamy rację. Kolejny mail: „nasz prawnik upiera się, że to my (rada gminy) ustalamy tryb i zakres kontroli, w związku z czym uważa, iż wystąpienie pokontrolne jest jak najbardziej wskazane. Jak go przekonać, że nie powinniśmy wydawać zaleceń, tylko decyzję administracyjną, jeśli jest konieczna?”.  
Rozróżnianie czym jest kontrola, a czym jest nadzór dalej sprawia samorządom kłopoty. Mówiąc krótko: kontrola ustala fakty i sprawdza prawidłowość postępowania, nadzór poza kontrolą ma jeszcze możliwość wyegzekwowania określonego sposobu zachowania, a nie wyobrażam sobie, żeby gmina wymogła zachowanie organu prowadzącego inne niż określone uchwałą np. składanie określonych załączników i informacji, a jak pokazuje życie „wystąpienia pokontrolne” wykraczają szeroko poza te ramy. Poza tym Pani skonsultowała kilka niuansów w uchwale, które wymagają poprawek i prosiła o wskazówki, jak to dobrze i mądrze poprawić.
Dzień później odbyło się szkolenie w Olsztynie. Po szkoleniu otrzymałem wiadomość od uczestniczki: „Panie Piotrze, bardzo dziękuję za fajne szkolenie mam dług wdzięczności”.
Odpisałem, że mam mieszane uczucia, bo urzędnicy w trakcie szkolenia stwierdzili, że jesteśmy stronniczy i trzymamy stronę przedszkoli. Czy to prawda? W dalszej części korespondencji uczestniczka napisała mi: „najwyższy czas abyśmy zaczęli pokazywać szanownym urzędnikom, że nie jesteśmy, ani głupsi, ani gorsi - a pani urzędniczka z wielkim doświadczeniem w kontroli, musi zacząć godzić się z tym, że jej wiedza, niekoniecznie jest kompletna, że są ludzie, którzy poświęcają swój czas i zdobytą wiedzę na "rozszyfrowanie" zawiłych przepisów i udowadniają, że właśnie prawo należy stosować, a nie interpretować "po swojemu". Myślę, że dla urzędników to jest wspaniała lekcja wiedzy. 
Na koniec krótka refleksja. Jedna z uczestniczek ubiegłorocznego szkolenia zadzwoniła i powiedziała: „Pan z RIO zmienił zdanie. Rok temu mówił co innego na szkoleniu, a teraz twierdzi, że takie wydatki można finansować z dotacji. Czemu więc wprowadzał ludzi w błąd?”
My nie zmieniamy poglądów w zależności od linii orzeczniczej sądów. Stosujemy obowiązujące prawo, bez dokonywania inter i nadinterpretacji. W przeciwieństwie do pewnego pana, pracującego w RIO, prowadzącego zarazem szkolenia. 
Argument, że publiczne pieniądze nie powinny być wydawane w nadmiernej wysokości, jakoś mi nie pasuje do sytuacji w której gmina ponosi 100% wydatków, zaś przedszkolom przekazuje jedynie 75% pieniędzy i tam szuka „oszusta”, ale nie czerpie wzorów i nie podejmuje starań, by podnieść jakość pracy swoich placówek i dać więcej za mniej.
SMERF