wtorek, 17 marca 2015

Reforma Przedszkolna w Ustawie i w Realu



Zasady reformy oświatowej wymyślone i opisane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej w nowelizacji z 13 czerwca 2013 roku mają szanse powodzenia w realizacji w takim kraju jak Szwajcaria czy Norwegia. W Polsce – kraju na zdecydowanie innym szczeblu finansowym i co ważniejsze – mentalnym – reforma w praktyce jest nie do zrobienia. Spróbujmy wykazać dlaczego i popatrzmy jak wprowadza się ją w życie.

Założenia – wymieniam tylko te najważniejsze, żeby nie stracić z oczu sensu w gąszczu znowelizowanych przepisów - są następujące:

  • Gminy zapewniają miejsca przedszkolne dla wszystkich chętnych przedszkolaków. Mają na to czas do września roku 2017. Gdyby chciały to zrobić samodzielnie, budując własne przedszkola, powinny utworzyć dodatkowo około 400 tysięcy miejsc przedszkolnych; 40 tysięcy przedszkoli na 100 miejsc każde. Gdyby budować średnio w cenie jaką samorząd wydaje na takie przedszkole kosztowałoby to około …. moment……, mnożę ….. ale excellpodaje liczbę 32E+11….
  • W ślad za ideą ustawodawcy, gminy mogą skorzystać z bazy przedszkoli niepublicznych, które pootwierały się jak grzyby po deszczu w odpowiedzi na kampanię MEN: załóż przedszkole to takie proste. Na dziś w przedszkolach niepublicznych utworzonych zostało ponad 300 tys. miejsc (1/3 miejsc przedszkolnych ogółem). Kampania MEN okazała się zatem skuteczna, w bazę przedszkoli w Polsce zainwestowali obywatele: to oni w latach 2010-2015 wydali tyle ile excel nie zliczy. Takie właśnie przedszkola (nazwijmy je „systemowe”) – wg koncepcji MEN opisanej w nowelizacji – to rozwiązanie prowadzące do upowszechnienia edukacji przedszkolnej i do zapewnienia darmowych miejsc dla wszystkich chętnych do roku 2017. Swoją drogą ciekawe ile kosztowała ta kampania.... Zapytajmy zatem: Zapytanie do MEN o koszty kampanii "załóż przedszkole to takie proste"
  • Gminy mogą tworzyć także oddziały w szkołach podstawowych, które pod warunkiem spełnienia wymogów rozporządzenia MEN z dnia ….. we wrześniu roku 2016 staną się przedszkolami. O tym napiszemy odrębny felieton.

Aby skorzystać z bazy przedszkoli niepublicznych należy spełnić warunki opisane w ustawie. I to właśnie te warunki są w praktyce nie do spełnienia, aczkolwiek niektórzy próbują…:
  1. po pierwsze gmina musi ogłosić konkurs. Konkurs na warunkach określonych w ustawie i uchwalonych lokalna uchwałą. Tylko przedszkola niepubliczne, które do konkursu przystąpią mogą otrzymać 100% dotacji i wejść w system przedszkoli publicznych, tj. np. wtopić się we wspólny system rekrutacyjny.
  2. po drugie przedszkole niepubliczne „systemowe” musi być darmowe. W zamian za rezygnację z opłat rodziców wyższych niż systemowa złotówka za godzinę ponadprogramową – przedszkole systemowe  dostanie 100% dotacji. Jednak jak wiemy nawet 75% dotacji jest w większości przypadków naliczane niezgodnie z ustawą, tj. nie uwzględnia wszystkich wydatków bieżących ponoszonych w przedszkolach publicznych, o czym m. innymi pisała Najwyższa Izba Kontroli w swoim raporcie: https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/edukacja/nik-o-finansowaniu-przedszkoli-przez-gminy.html
  3. po trzecie – dotacja, którą otrzyma przedszkole systemowe, która wtedy staje się zasadzie jedynym źródłem finansowania placówki, może być wydatkowana jedynie na wydatki bieżące. Nie ma zatem z czego pokryć wydatków inwestycyjnych, które być może nie mają znaczenia  w przypadku samorządu (10 mln na nowe przedszkole wydano i zapomniano) mają za to kolosalne dla osoby fizycznej prowadzącej przedszkole: 2 mln wydane na przedszkole trzeba spłacać przez kolejne 30 lat….
Efekty reformy są następujące:
  1. Konkursów jak na lekarstwo. Zdecydowana większość uchwał konkursowych, które pojawiły się w gminach jest niezgodna z ustawą – gminy próbują przystosować życie do zapisów ustawy i w efekcie mamy bubel prawny. Gdzie są chęci i środki na prawników, tam uchwały są skarżone do sądu administracyjnego. Gdzie nie ma – pozostają martwe bo do konkursów nikt nie przystąpi.
  2. Przedszkola nie chcą przystępować do konkursów z obawy przed: (i) niemożliwością utrzymania się z dotacji skalkulowanej na 100% wydatków bieżących (ii) wspólnym systemem rekrutacji (gmina będzie miała prawo selekcji przedszkolaka?) (iii) obawą przed brakiem współpracy z gminą, a w rezultacie nadmiernymi kontrolami wszystkiego i non stop (iv) strachem, ze nie będzie można wrócić do „zwykłego przedszkola niepublicznego dotowanego na poziomie 75%.
Coraz częściej są też przypadki i takie: gmina dogadała się z przedszkolami jak współpracować, ale nie da się uzgodnionych warunków zapisać w uchwale, w taki sposób, aby żyć w zgodzie z prawem. W takich przypadkach jest tylko jedno rozwiązanie: 100% dotacji dla wszystkich dzieci bez żadnych dodatkowych warunków. Odwagi drogie gminy: to właśnie jest metoda na święty spokój w kwestii przedszkoli. Ceny w niepublicznych spadną tak, że chętnych do rekrutacji publicznej będzie tyle ile trzeba. Nowych przedszkoli nie będzie trzeba budować. W każdej chwili można uchwałę zmienić na 75%... Niewidzialna ręka rynku to naprawdę silna ręka.

Z uwagi na fakt, iż nikt nie prowadzi badań nad realizacją reformy postanowiliśmy zapytać gminy, w których funkcjonują przedszkola niepubliczne prowadzone przez naszych członków o to jak przebiegają prace nad realizacja reformy. Odpowiedzi będziemy zamieszczać w zakładce pobierz na naszej stronie internetowej.

George Orwell

poniedziałek, 9 marca 2015

Logika Urzędnika

W ostatnim czasie, w Stowarzyszeniu Przedszkoli Niepublicznych, mamy wiele telefonów od mediów. Często pytają nas jak postrzegamy niepubliczne przedszkole „za złotówkę”, czy są przedszkola, które chcą wejść w ten system.
No cóż - odpowiadamy - wszystko zależy, czy mówimy o logice czy o desperacji właścicieli przedszkoli. Skąd taki pogląd ? Przyjrzyjmy się temu zagadnieniu bliżej.
Na nasze potrzeby wyobraźmy sobie dwa identyczne przedszkola - jedno jest publiczne a drugie niepubliczne. W obu jest identyczna ilość dzieci i personelu, oba mają identyczne zaplecze lokalowe. Koszty przedszkola niepublicznego są kalką przedszkola państwowego. Do tego momentu, koncepcja Ustawodawcy jest możliwa. Niestety dalej zaczynają się schody.
Jak wszystkim wiadomo, co do zasady, budynki przedszkoli publicznych stanowią własność samorządu. Są to budynki, które kiedyś zostały zbudowane z publicznych pieniędzy. Przedszkola państwowe nie ponoszą kosztów związanych z ich najmem. W budżecie placówki państwowej nie odnajdziemy też kosztów jego amortyzacji, które zwiększyłyby pulę wydatków, a tym samym kwotę dotacji. Jednym słowem - budynek nie jest brany pod uwagę. 
Odmiennie jest w przypadku przedszkoli niepublicznych. Zazwyczaj mamy do czynienia z kilkoma wariantami: 
  • własny budynek, który został przebudowany i zaadaptowany na przedszkole, właściciel spłaca kredyt lub pożyczkę,
  • nowy budynek, który został wybudowany od podstaw, właściciel spłaca kredyt hipoteczny,
  • wynajmowany budynek na przedszkole, właściciel ponosi koszty najmu.
We wszystkich wymienionych sytuacjach właściciel placówki ponosi dodatkowe koszty, których nie ma z czego pokryć, bo jak pamiętamy rozdysponowaliśmy już wszystkie pieniądze. W budżecie samorządowym brak jest jakiejkolwiek pozycji dotyczącej budynku. 
Przyglądamy się dalej. Z naszych wyliczeń wynika, że poziom miesięcznej dotacji dla przedszkola publicznego powinien wynosić w Polsce między 800 zł a 1100 zł w przeliczeniu na jednego przedszkolaka. Z danych ogólnopolskich wynika, że tak nie jest. Średniomiesięczna dotacja podmiotowa jest zaniżona o 150 zł na ucznia, a w niektórych wypadkach nawet o 500 zł.(!?) Część z Państwa zapyta - co znaczy zaniżona, inni zaczną się zastanawiać czy samorządy są oszczędne. Nic bardziej mylnego. 
Jednostkowa dotacja podmiotowa stanowi iloraz wszystkich wydatków budżetowych przedszkoli publicznych i ilości wszystkich przedszkolaków do nich uczęszczających. Obliczenia dotyczą danego samorządu. Cały trik polega na kreatywności. Otóż, samorządy szukają sposobów, jak matematycznie obniżyć stawkę. Wystarczy, że zaniżą koszty, głównie ukrywając je w budżetach innych podmiotów samorządowych i przyjmą ponadnormatywne ilość dzieci w grupie, często to 30 przedszkolaków na oddział. Pomysłowość gmin jest na tyle obszerna, że z chęcią poświęcimy mu oddzielny wpis. 
Biorąc pod uwagę zaniżone dotacje, możemy przyjąć, że nasza kalka wydatków nie jest realna. W tym kontekście, przedszkole niepubliczne musi bazować na nierealnych i zaniżonych wydatkach, co jest nieuczciwe. W tej sytuacji prywatne przedszkole musi szukać oszczędności, sięgać po pomoc rodziców. Może ktoś przyniesie ryzę papieru, a ktoś inny papier toaletowy do placówki. Zaglądając do przykładowego rocznego budżetu jednego z przedszkoli publicznych, przeczytamy, że na 10-oddziałowe (250 dzieci) przedszkole państwowe założono roczne wydatki administracyjne na poziomie 1000 zł. Żart, ktoś pomyśli - nie, to jest dość powszechna praktyka. Przez analogię, jeśli mam u siebie 100 dzieci, to miałabym do wydania kwotę 400 zł na rok. Uklęknę i złożę pokłony temu, kto zaspokoi roczne potrzeby plastyczne i administracyjne w wyżej wymienionych kwotach. Dla przykładu podam, że w mojej placówce (100 dzieci), rocznie wydajemy około 15.000 zł na same materiały plastyczne. Takich i innych absurdalnych przykładów jest więcej. 
Ostatnią kwestią, którą chciałabym poruszyć - jest aspekt zarobkowy. Przedszkola niepubliczne, co do zasady, nie są działalnością non-profit. Prowadzimy je, bo kochamy dzieci i jest to nasz sposób na życie, w tym również jest to nasz zarobek. My też mamy rodziny i swoje potrzeby. Nie chcę dyskutować o kwotach, bo te są różne. Istotny jest fakt, że prowadzenie przedszkola niepublicznego powinno umożliwiać nam zarabianie adekwatnych pieniędzy. Tak jak każdy, kto pracuje - ma prawo do wynagrodzenia za swoją pracę - tak również my właściciele przedszkoli niepublicznych. Więc jeśli przedszkole państwowe jest non-profit, a niepubliczne profit - to nasze budżety różnią się o kolejną pozycję - zysk. Więc pytam się jak mamy cokolwiek zarobić, skoro musimy bazować na wyliczeniach państwowych jednostek i nie możemy wprowadzić żadnych dodatkowych usług.
Podsumowując mój krótki wywód - z logicznego i ekonomicznego punktu widzenia - prowadzenie przedszkola niepublicznego „za złotówkę” w tych samych kwotach co publiczne nie jest zasadne i realne
Jest to możliwe, jeśli właściciel prywatnej placówki znacząco obniży koszty (najczęściej pracownicze), zmniejszy liczebność personelu, sam będzie pełnił funkcję pedagogiczną (to będzie jego zarobek, zrezygnuje z zysku), zwiększy liczebność dzieci w grupie (jeśli powyżej 25, to niezgodnie z prawem), ma własny budynek bez obciążeń. To co wypisałam - to jest tylko część tego co będą musiały zrobić niepubliczne przedszkola, by się utrzymać w tak niskich budżetach. 
Przykre jest to, że wiele przedszkoli niepublicznych decyduje się na przystąpienie do systemu „za złotówkę”. W mojej ocenie są to akty desperacji, chęć utrzymania przedszkola za wszelką cenę. Zdaję sobie również sprawę, że często prowadzenie przedszkola jest jedynym pomysłem na życie i pasją. Trudno z tego zrezygnować. Czas pokaże, na ile miałam rację, czy i kiedy przedszkola zaczną rezygnować z tego rozwiązania i zamkną się definitywnie, bo na przeciwdziałanie będzie już za późno. 
Zastanawiam się również czy Ustawodawca tworząc zapisy ustawy - miał tego świadomość, jeśli tak to przesądzony i smutny jest nasz los, a jeśli nie - to z przykrością stwierdzam, że rządzą nami ludzie tęskniący za rozumem. To jest mój punkt widzenia, a może ktoś ma odmienne odczucia ?
Cyniczna