wtorek, 21 kwietnia 2015

Dziekuję że jesteście!

Dziękuję Wam drogie przedszkola niepubliczne, że jesteście. Że dzielnie walczycie o pozytywne opinie sanepidu i strażaków, załatwiacie zmiany sposobu użytkowania, rozbudowujecie schody, podwyższacie sufity, montujecie wentylacje mechaniczne, drogi czyste i brudne, montujecie grzejniki, kolorowe nocniki, walczycie o wpis do rejestru placówek edukacyjnych, o dotacje, o wykształcenie swoich nauczycieli, o udział w rynku, o dobrą opinię przedszkola, o wysoki poziom zajęć edukacyjnych, o to, żeby rodzice współpracowali, żeby dzieci lubiły przedszkole, żeby nie miały problemów w szkole, żeby umiały ładnie mówić, żeby nie było rotacji nauczycieli, żeby nauczycielom płacić godziwe wynagrodzenie, żeby nie zalegać z płatnościami, żeby robić remonty, kupować nowe zabawki, żeby wydać dotacje zgodnie z prawem, żeby jakoś przeżyć nerwowo kontrolę gminy, kuratorium, Zusu i urzędu skarbowego, żeby rodzice byli zadowoleni, żeby czesne nie było za wysokie itp itd...

Dziękuję Wam ja, George Orwell, bo nie dziękuje Wam nikt inny.

Nie dziękuje Wam Ministerstwo Edukacji zgrabnie pomijając fakt, że wzrost upowszechnienia edukacji przedszkolnej w Polsce odbył się dzięki przedszkolom niepublicznym. 1/3 miejsc przedszkolnych w Polsce to przedszkola niepubliczne.

Nie dziękuje Wam urząd Waszej gminy, który jak nie utrudnia to i nie pomaga a w 95% zaniża dotacje dla przedszkoli niepublicznych łamiąc zapisy Ustawy o systemie oświaty. W większości przypadków jest po prostu nieuczciwą konkurencją (silniejszy, uprzywilejowany i umie to wykorzystać).

Nie dziękują Wam dziennikarze, którzy przy okazji zapisów na nowy rok szkolny odgrzewają stare kotlety i opisują w kółko brednie rozpętane przez Annę Morrow z Lublina, jak to przedszkola niepubliczne wydały miliony niezgodnie z prawem.

Gazeta Wyborcza o przedszkolach niepublicznych - po raz kolejny to samo stronnicze i niepotwierdzone faktami  story

Na pocieszenie: Nie martwcie się, nie jesteście sami. Macie kompanów w innych niepublicznych placówkach oświatowych: na przykład w niepublicznych szkołach artystycznych.

Jak Resort Kultury łamie Ustawę o systemie oświaty


Ten sektor ma trochę więcej szczęścia niż my: tu sprawą zajął się Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Irena Lipowicz. Pani Profesor, przedszkola niepubliczne też proszą o pomoc! 95% gmin łamie zasady dyscypliny finansów publicznych i zaniża dotacje dla przedszkoli. Z ta tylko różnicą, że w raporcie przedszkolnym NIK ocenił prace gmin "pozytywnie pomimo stwierdzonych nieprawidłowości" a w raporcie o szkołach artystycznych - "negatywnie".

NIK o przedszkolach - gminy zaniżają dotacje
NIK o szkołach artystycznych - Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaniża dotacje

Powtarzamy za Panią Profesor:

  • zaniżanie kwot przeznaczonych na wsparcie niepublicznych placówek jest naruszeniem prawa niezależnie od powodów, dla których nastąpiło.

  • Budżetowe dotacje dla szkół niepublicznych to element polityki oświatowej państwa, której celem jest zagwarantowanie rodzicom konstytucyjnego prawa do wyboru szkoły innej niż publiczna.

I na koniec, co powtarzam do znudzenia: poszkodowane placówki mogą dochodzić swoich roszczeń, czyli wypłaty przysługującej im dopłaty do dotacji, przed sądem cywilnym. Jak nie będziecie dochodzić, to dalej będzie tak jak jest. Nie wiecie jak? Piszcie na spn@spn.edu.pl, a dostaniecie szczegółowe instrukcje.

George Orwell

czwartek, 9 kwietnia 2015

Dotacyjne zgadywanki

Dziś znów o dotacjach.

Z ekonomicznego punktu widzenia rzecz najważniejsza. Dobrze skalkulowana dotacja pozwala gminie na bezinwestycyjne rozwiązanie problemu z miejscami przedszkolnymi. Ale takiego punktu widzenia poza małymi wyjątkami w Rzeczpospolitej Urzędniczej nie ma.

Na widelec bierzemy znów Warszawę, za którą ciągną rzesze gminnych powielaczy. Już zaczyna się w radio i w prasie awantura, że miejsc przedszkolnych brak. Jak to co roku w kwietniu. Ileś tysięcy tam ileśset w innej dzielnicy, na Saskiej Kępie awantura, na Białołęce jakiś konkurs ogłaszają, na Bemowie Burmistrz współpracuje i kombinuje, itd, itp. Mamy kwiecień - trwa nabór na nowy rok szkolny - a dotacji dla przedszkoli niepublicznych na ten rok nie znamy. Opłaty za przedszkole na kolejny rok szkolny przedszkola niepubliczne ustalają w ciemno. I tak co roku.

Zgodnie z Ustawą o systemie oświaty, dotacja naliczana jest na podstawie wydatków bieżących ponoszonych na przedszkola publiczne ustalonych w budżecie gminy. Budżet gminy Miasto Stołeczne Warszawa, bo tak ładnie się gmina nazywa, uchwalony został uchwałą nr IV/40/2015 w dniu 15 stycznia 2015. Późno w tym roku, zwykle mamy grudniowe uchwały. W uchwale, jak się już umie w nią wczytać (a nie jest to łatwe, zapewniam) stoją zaplanowane kwoty na przedszkola: pensje, media, materiały dydaktyczne, dzielnicowe biura finansów oświaty, szkolenia, świadczenia emerytalne itp, itd. Widnieje też zaplanowana, a jakże, kwota dotacji dla przedszkoli niepublicznych. Wydawałoby się na logikę, że jedna kwota wynika z drugiej, ale dotacji na 2015 rok w Warszawie jeszcze nie znamy...

Dlaczego?

Niestety kwota wydatków zaplanowanych w budżecie nijak nie generuje zaplanowanych dotacji dla przedszkoli niepublicznych. Od zawsze Warszawa płaci zaliczki na poczet dotacji od stycznia do maja-czerwca w wysokości dotacji na jedno dziecko ustalonej na rok poprzedni. Około maja Warszawa wydaje na świat informacje o rocznych stawkach dotacji na rok bieżący. Jak dotacja jest większa niż w roku ubiegłym - dotacja wypłacona za rok bieżący w zaliczkach jest wyrównywana w górę. Jak jest niższa (na szczęście rzadziej) to w dół - czyli trzeba oddać, a raczej miasto samo sobie zabierze, bo mniej wypłaci w miesiącu bieżącym.

Taka formuła jest całkowicie, absolutnie, totalnie niezgodna z polskim prawem.

Próbowaliśmy interweniować w Biurze Edukacji - niestety bezskutecznie. Nakarmieni bajką o tym, że Warszawa płaci dotacje i tak wyższe niż w innych dużych miastach (o co najmniej 3 złote!) zostaliśmy odprawieni z pogróżkami: jak będziecie podskakiwać, to wam obetniemy dotację. Władza po polsku. Na nic tłumaczenia, że wysoka dotacja to brak problemu z miejscami przedszkolnymi, bo czesne spadnie.

Śmiem twierdzić, że przyjęta w Warszawie formuła wyliczania dotacji dla przedszkoli niepublicznych ma na celu ustalenie kwoty jak najniższej. Wydatki zaplanowane na rok 2015 (na wszelki wypadek nie wszystkie) podzielmy na liczbę dzieci wynikającą z naboru na rok bieżący - dlatego dotację poznajemy dopiero po zakończeniu naborów do miejskich przedszkoli. Liczba dzieci przyjęta do przedszkoli miejskich jest co roku coraz wyższa, wiadomo miasto tworzy nowe miejsca przedszkolne zamiast skorzystać z istniejących 20 tysięcy niepublicznych. Jak dzielnik większy to i kwota mniejsza. Na dodatek dotacja nie uwzględnia zmian zaplanowanych kwot na przedszkola - a te zmieniają się praktycznie z każdą nowelizacją uchwały budżetowej. Są to kwoty niemałe! Zobaczmy jak wyglądały w 2014 (i to tylko kwoty na wydatki bezpośrednio w przedszkolach - nie uwzględniające szkoleń, wyżywienia i obsługi finansowo księgowej):


584 549 101,00 zaplanowane w budżecie
605 312 090,00 zaplanowane na I kwartał
621 520 262,00 zaplanowane na II kwartał
627 659 713,00 zaplanowane na III kwartał
644 049 289,00 zaplanowane na IV kwartał

Ups.  60 mln więcej. 10%. 60 zł. miesięcznie. Tylko z powodu nieuwzględniania przez miasto zmian budżetowych w ciągu roku, o tyle mniej płaciliby rodzice w przedszkolach niepublicznych, bo to oni ponoszą konsekwencje nieprawidłowo wyznaczonych kwot dotacji.

Chcieliśmy o tym poważnie, merytorycznie rozmawiać. Prawidłowo liczona, dobrze ustalona dotacja rozwiązuje problem miejsc przedszkolnych w Warszawie. Prosiliśmy już warszawskie Biuro Edukacji o interwencję. Prosiliśmy o ustalanie dotacji wcześniej. Wzywaliśmy do zapłaty. Niestety bezskutecznie. Nikt nie lubi skarżyć chyba że w przedszkolu.... Ale w tym przypadku nie da się inaczej.

Dziś piszemy do RIO, Wojewody i Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych: Pomocy!

Czy się boimy? No pewnie, że się boimy. My się w Polsce boimy urzędników.

I dlatego właśnie jest jak jest.

George Orwell